


Św. Benedykt jest patronem tych pedagogów, którzy z całym spokojem i pokorą rezygnują zarówno z erudycyjnych popisów i ornamentacji, jak i z zaszczepiania swoich gustów, upodobań i bezdyskusyjnych sądów świadczących w najlepszym wypadku, że dobry uczeń, to uczeń odbijający w sobie kapryśne ego nauczyciela, posłusznie pozostający w profesorskim kredowym kole i nazywający bezmyślnie ten okrąg horyzontem. Benedykt należy do wciąż wąskiej grupy tych entuzjastów wychowania, którzy w sposób dostępny, jasny i bez zrażania się potrafią mówić o rzeczach zasadniczych, zawsze zachowując trzeźwy rozsądek zaprawiony szczyptą humoru — bo jak wiadomo pamięć i życie rządzą się twardymi prawami, zachowując „do realizacji” zaledwie kilka sprawdzonych reguł i praw. Mistrzostwo Benedykta dostrzegamy natychmiast. W jego szkole — jak sam nazywa klasztor — uczniowie znają cel, motyw swoich wysiłków, środki osiągnięcia tego celu i sposób — la maničre — używania tych środków. Benedyktowi nie jest też obca forma streszczeń, powtórzeń i skrótów.
W szkole Benedykta razem idziemy do nieba, używając „narzędzi dobrych uczynków”, z których najważniejsze jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. Wszystkie zaś nasze wysiłki — żeby przynieść oczekiwane owoce — powinny być spełniane z gorliwością.
W liście tym zajmiemy się wł (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.