


Istnieją dwa typy publicystów piszących na temat percepcji islamu w świecie Zachodu.
Typ pierwszy to tacy, którzy uważają, że wszystkie problemy we wzajemnym dialogu biorą się z ignorancji Zachodu mającego całkowicie groteskowe, nieodpowiadające rzeczywistości wyobrażenie o islamie. Trzeba walczyć z zachodnią islamofobią, propagować prawdziwy obraz tej religii, aby doprowadzić do odrzucenia stereotypów.
Szkoła druga mówi: problemy nie biorą się stąd, że Zachód uważa świat islamu za bastion ciemnoty i zacofania. Istnieją one dlatego, że według wszelkich obiektywnych kryteriów świat islamu (poza paroma wyjątkami) jest bastionem ciemnoty i zacofania. To, że dawno temu muzułmanie stworzyli wielką kulturę, przechowali dzieła Arystotelesa i wymyślili algebrę nie ma nic do rzeczy. Mówimy o tym, co jest teraz.
Ludzie szkoły pierwszej mają na ogół bardzo dobre chęci. Można wręcz trafić na księży katolickich tak bardzo przejętych dialogiem ekumenicznym, że stali się faktycznymi misjonarzami islamu. Zapominają przy tym o dość ponurej rzeczywistości realnego świata islamu lub myślą, że jeżeli o problemie się nie mówi, to on znika.
Ot, weźmy polemikę Włodzimierza Fenrycha. Polityczna poprawność nakazuje o zwyczajach innych kultur pisać na kolanach i broń Boże, nie krytykować (chyba, że piszemy o chrześcijaństwie). Tymczasem pozwoliłem sobie na szyderstwa z niektórych zwyczajów muzułmańskich, które ośmiel (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.