


Na przestrzeni wieków 1 niemało ludzi wierzących optowało za jedną z przeciwstawnych postaw: czasami byli nietolerancyjni wobec mężczyzn i kobiet, którzy nie wyznawali tej samej wiary; czasami ich zachowanie cechował relatywizm, czyli stanowisko, według którego wszystkie religie są równie dobre i w taki sam sposób mogą doprowadzić do zbawienia.
Łatwo zauważyć, że niebezpieczeństwo czyha na chrześcijanina z jednej i z drugiej strony. Pierwsza pokusa dominowała być może w przeszłości w królestwach czy cesarstwach, które uważały, że ich zadaniem jest obrona prawdziwej religii nauczanej przez Chrystusa. Sądzono, że za wszelką cenę należy nawrócić niewiernych. Jeśli jednak odmawiali oni i nie zamierzali dać się zdobyć dla wiary, nie wahano się wypędzać ich, a nawet zabijać. Druga pokusa cechuje przede wszystkim nasze czasy: w obliczu rozmaitości wierzeń i praktyk religijnych, które są współcześnie przenoszone do naszych społeczeństw, podlegamy ryzyku niezauważania niezbywalnej oryginalności wiary chrześcijańskiej oraz uznania, że wszystkie religie są równoznaczne.
Jak zachować otwartość na innowierców, nie popadając w relatywizm? I na odwrót, jak pozostać wierny swoim przekonaniom, nie pozwalając, żeby doprowadziło to do przyjęcia postawy wykluczającej?
Uznanie wolności religijnej
Pierwszy przykład dotyczy postawy chrześcijan wobec innowierców, którzy w imi (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.