



ANNA SOSNOWSKA: Katechizm Kościoła katolickiego w jednym punkcie mówi, że sumienie jest „najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem” – czyli wskazuje na jakąś rzeczywistość mistyczną, a w drugim punkcie mówi, że sumienie to po prostu „sąd rozumu”. Można się w tym pogubić.
Nie ułatwia ojciec sprawy.
Wiem, zacząłem z grubej rury. Tak naprawdę ten podział ukształtował się dzięki św. Tomaszowi z Akwinu, który w pierwszej części drugiej części Sumy teologicznejzastanawia się nad tym, czym jest sumienie i jak ono działa. Podstawą rozważań Tomasza były rozróżnienia wprowadzone przez Arystotelesa i innych starożytnych filozofów. Bo przecież chrześcijaństwo odziedziczyło nie tylko Stary Testament, ale także to, co przyniosła kultura grecka, dla której pytania o moralność człowieka, o etykę były bardzo istotne.
Czyli Tomasz wyróżnił dwa poziomy sumienia?
Raczej bym powiedział: dwa sposoby rozumienia sumienia. Pierwszy z nich nazwał synderesis, czyli coś, co zostało nam dane niejako z góry, co człowiek otrzymuje wraz ze swoim istnieniem i co się wyraża w dążeniu do dobrostanu czy to fizycznego, czy duchowego. Moje dążenie do szczęścia powoduje, że ja, na takim bardzo podstawowym poziomie, potrafię rozróżnić, co jest dla mnie dobre, a co złe.
Więc tutaj podstawowym punktem odniesienia będę ja sam?
Dokładnie. W etyce sprowadza się to do prostej zasady: dobro czyń, zła unikaj. Człowiek będzie dążył do tego, co daje mu radość, spokój, przyjemność, i będzie unikał tego, co mu w tym przeszkadza.
To gdzie tu miejsce na mistyczne spotkanie z Bogiem?
Synderesis nie do końca jest tym, co Katechizm nazywa sanktuarium duszy. Owszem, Tomasz widzi w synderesis dar Boży, ale opisuje ją raczej jako pewną cechę naszej natury, rodzaj instynktu – wyższego jednak niż instynkt zachowania życia, rozmnażania czy jedzenia. Proszę zauważyć – my dość odruchowo sobie mówimy: to jest dobre, a to jest złe.
Chyba jeszcze częściej mówimy: czuję, że to jest dobre, czuję, że to jest złe.
Odruchowo nie znaczy bezrefleksyjnie. W ocenę moralną musi być zaangażowany intelekt, bo inaczej możemy bardzo się pogubić. Przypomnę tutaj baśń J. Ch. Andersena o królowej śniegu, bardzo mądrą baśń. Historia zaczyna się od tego, że diabeł zrobił lustro. „[...] wszystkie rzeczy piękne i dobre wyglądały w nim szkaradnie, [...] za to złe rzeczy widać w nim było doskonale”. Kiedy lustro pękło, jego okruchy rozsypały się po całym świecie. Jeden z nich wpadł do oka Kaja. I co się stało? Kaj nadal widział świat, ale widział go odwrotnie. To, co było do tej pory dobre, teraz wydawało mu się złe: Gerda, jego serdeczna przyjaciółka, stała się nieznośną dziewuchą, ogródek, w którym się bawili, zamienił się w stertę badyli, a kochana babcia we wredną staruchę. Natomiast kiedy przyjeżdża królowa śniegu, przed którą wszyscy odruchowo uciekają, nie potrafiąc właściwie powiedzieć, dlaczego, to dla Kaja ona staje się diwą. I to jest właśnie odczucie.
(...)
Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.
Anna Sosnowska - ur. 1979, absolwentka studiów dziennikarsko-teologicznych na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, współautorka książki "Zioło-lecznictwo, czyli wywary na przywary", wcześniej związana z kanałem religia.tv, gdzie prowadziła programy "Kulturoskop" oraz "Motywacja jest kobietą". Redaktor naczelna portalu Aleteia. (wszystkich teksty tego autora)