


Jarosław Mikołajewski
Kiedy my szykujemy się do dwusetnej rocznicy urodzin Norwida, Włosi wchodzą w rok siedemsetlecia śmierci Dantego. Jeden z drugim mają sporo wspólnego – Norwid, podobnie jak inni romantycy polscy, bardzo był przejęty Boską komedią. Tłumaczył też, bardzo autorsko, jej fragmenty. Ja – toutes proportions gardees – mam też swoją sprawę z Dantem i jeszcze w tym roku przyjdzie mi zdać nieraz, i nie tak krótko, z niej sprawę, lecz w ramach przymiarki powiem, co przychodzi mi na myśl, kiedy pytam sam siebie, „co u Dantego jest dla mnie najważniejsze?”.
Po pierwsze – poezja. W poezji, jak pisał Eliot, Dante i Szekspir podzielili świat między siebie, a trzeciego nie ma... Nie będę polemizował z tym zdaniem, bo musiałbym polemizować z osobistą emfazą, a to całkiem niedorzeczne. Natomiast potwierdzę – jest Dante poetą przeogromnym, gigantem poezji.
Przede wszystkim poetyckie założenie, dotrzymane co do joty. A było ono w wielkim skrócie takie:
– w sferze ideowej: uzmysłowić ludziom po jubileuszu 1300 roku, że prawdy wiary Kościoła Rzymskiego, w tym eschatologia i los człowieka po śmierci, są autentyczne;
– uwiarygodnić to poprzez reporterską opowieść o własnej, precedensowej podróży przez piekło, czyściec i raj, gdzie spotyka ludzi dobrze znanych z ulicy, z urzędów publicznych, z historii, mitologii...
– w sferze kompozycyjnej: opisać to w poemacie, który ma 100 pieśni tercyną – trudną strofą, znaczącą choćby przez odwołanie do Trójcy Świętej;
– każdy epizod, każda posta (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.