


Wroniec jest bajką napisaną dla dorosłych, którym stan wojenny zabrał coś z dzieciństwa. I dla dzieci tamtych dzieci. Jednak tego, czy Wroniec jest lekturą dla tamtych dorosłych z grudniowej nocy polsko-jaruzelskiej, nie jestem już taki pewien.
Aby przyjąć bajkę – zmyślenie, fantasmagorię – trzeba być trochę dzieckiem, trzeba mieć jeszcze swoje niewszystkowiedzące spojrzenie na przeszłość. Przypuszczam, że stan wojenny opowiedziany w konwencji niepohamowanej wyobraźni autora nie spotka się z uznaniem tych, którzy wówczas stracili bliskich, doświadczyli zwierzęcego strachu, bólu i upokorzenia pod milicyjnymi pałkami. Dzięki tej świadomości wiem, dla kogo jest ta książka.
W ową grudniową noc miałem dwa lata, nie zachowały się we mnie żadne wspomnienia, wszystko jest jakby spowite śniegiem, zasypane, ukryte. Moja pamięć zdążyła jednak zarejestrować kolejki, kartki na żywność, sznur papieru toaletowego, który dziecku, jakim wtedy byłem, przypominał pas naboi niesiony przez kowbojów tak chętnie pokazywanych w telewizji tamtych czasów. Dlatego ja nie mógłbym napisać takiej książki o stanie wojennym. Mógł to jednak zrobić Jacek Dukaj, który miał wtedy siedem lat. I całą pamięć i wrażliwość dziecka. I cały strach przed nocą.
Siedem lat ma również bohater Wrońca Adaś, któremu w beztelerankowy dzień zabrano rodziców. Chłopiec wyrusza w podróż, w czasie której natrafia na liczne przeszkody, spotyka dziwne postacie, wykazuje się sprytem, zręcznością, a przede wszystkim odwagą, aby odzyskać tatę i mamę. Streszczenie (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.