


Jestem przekonany, że wielu katolików, ale przecież nie tylko, obserwowało w osłupieniu na wydarzenia związane z ingresem abp. Stanisława Wielgusa. To, co ostatecznie nastąpiło, wstrząsnęło nie tylko Polską, ale znalazło odzew niemalże na całym świecie. Komentarze wciąż nie milkną. I nie wydaje się, aby szybko się wyciszyły.
W sprawie arcybiskupa głos zabrały najwyższe gremia kościelne łącznie z papieżem Benedyktem XVI, najwyżsi rangą urzędnicy naszego państwa, dwie komisje, plejada polityków, nie wspominając publicystów, dziennikarzy i najzwyklejszych ludzi.
Raził mnie ton wielu wypowiedzi komentatorów, pohukiwanie niektórych biskupów na dziennikarzy i prasę, obrzydliwe określenia pod adresem arcybiskupa w mediach, odsądzanie go od czci i wiary, ferowanie wyroków. Natomiast jestem zbudowany postawą wielu katolików świeckich, nie tylko tych pojawiających się w mediach. Ich zachowanie w dniach kryzysu, umiar i ostrożność w formułowaniu sądów, ale też odwaga i konsekwencja w dążeniu do wyjaśnienia zaistniałej sytuacji są nie tylko godne podziwu, ale i naśladowania. Jest to bowiem postawa dojrzałej, mądrej odpowiedzialności za Kościół Chrystusowy, którego przecież są członkami.
Walka na cytaty
Jeśli jednak zabieram głos, to dlatego, że jestem zaniepokojony groźnym nadużyciem, do którego, jak sądzę, doszło w tych burzliwych dniach. Nie chodzi mi o problem tzw. teczek, przemilczenie czy ukrywanie fakt&oacut (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.