


Biblijne orędzie o powoływaniu człowieka przez Boga nie starzeje się, choć coraz częściej mamy wrażenie, że skazani jesteśmy na życie w anonimowym tłumie lub różnego typu organizacjach. Bóg nie zaprzestał jednak wzbudzać, ożywiać środowisk, w których każdy z nas może pielęgnować niepowtarzalny skarb Bożego wezwania, a często też odkryć, że w jego osobiste powołanie wpisane jest także — przy współpracy z innymi — przekształcenie takiego środowiska we wspólnotę o określonym charyzmacie, specyficznej drodze i zwyczajach, wspólnotę, która przez ascezę, przebaczenie i radość zdolna będzie przyjąć dar obecności Chrystusa Zmartwychwstałego obecnego w swoim Duchu Ożywicielu. Nie należy zapominać, że nowość takiej wspólnoty rodzi się ze spotkania z żywą tradycją Kościoła. Można więc powiedzieć, że powołania nie należy wymyślać, lecz je jedynie rozpoznać, uwolnić z więzów naszej małoduszności i egoizmu, przystosować do potrzeb współczesności, ustrzec wreszcie przed sekciarstwem i rozwinąć przez osobisty przykład i entuzjazm — tak, aby stało się własnością wielu braci.
Tradycja benedyktyńska podaje trzy wskazówki dla pragnących żyć duchem wspólnoty. Odpowiadając na wezwanie Boga, przychodzimy do wspólnoty (budujemy ją) dla własnego szczęścia, dla większej radości braci, dla chwały Bożej. I właśnie używając tej triady, powinniśmy odpowiadać na surowe pytanie św. Benedykta zawarte w 60 rozdziale jego Reguły: „Przyjacielu (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.