



Okazuje się, że Amerykanie potrafią zrobić dobry film bez wielomilionowego budżetu i absurdalnych gaż dla odtwórców głównych ról. Niszowe, niezależne amerykańskie kino ma się świetnie, czego najlepszym dowodem jest kameralny Take this waltz w reżyserii Sarah Polley.
Polska premiera odbyła się w sierpniu w Poznaniu, podczas festiwalu Transatlantyk – 5 października film wejdzie na ekrany kin w całej Polsce. Prawdopodobnie pod oryginalnym tytułem, który jest cytatem z piosenki Leonarda Cohena (oby dystrybutor nie wpadł na pomysł, by go przetłumaczyć!).
Karuzela
Margot i Lou są małżeństwem z pięcioletnim stażem. Oboje dobiegają trzydziestki. Codziennie rano w zabawny sposób powtarzają sobie, jak bardzo się kochają: wymyślają dziesiątki oryginalnych uzasadnień. Ich życie biegnie niespiesznie w uroczym, pełnym bibelotów, książek i dziwnych sprzętów starym domu.
Ona (Margot): dziewczynka w ciele kobiety, trochę zagubiona, z dziwnymi fobiami i dziwactwami (nie znosi lotnisk – nie samolotów, latania, tylko lotnisk), zwariowana, wciąż poszukująca wrażeń, nowych doznań. Z emocjami wypisanymi na twarzy, unosząca się parę metrów nad ziemią…
W roli Margot znakomita Michelle Williams, aktorka uwielbiana przez amerykańskie kino niezależne. Podobno bardzo chętnie przyjmuje propozycje gry w niskobudżetowych filmach mało znanych reżyserów. I z filmu na film gra w nich coraz lepsze role. A to, co robi z Margot w Take this waltz, aż trudno opisać. Ona nie gra, ona jest Margot – choć tyle powiedzieć o jej grze, to właściwie nie powiedz (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.