


Za oknem szaleje wichura, z podziwem podglądam ptaki, które nie poddają się żywiołowi i uparcie lecą w swoją stronę. W kubku druga już dziś mocna kawa. Jak zbawienia wypatruję znaku przyjemnego pulsowania w skroni, rozpędzającego machinę umysłu. Ale nic takiego się nie dzieje. Ech, gdyby tak zaszyć się w jakimś pięknym, słonecznym i bezpiecznym miejscu!
Przenoszę się myślami na francuską wyspę Ré, która stała się scenerią filmu Molier na rowerze, wyreżyserowanego przez Philippe’a Le Guaya (twórca Kobiet z 6. piętra). Tam wprawdzie też wiało, ale na pewno nie można odmówić temu zakątkowi magnetycznego uroku, czego dowodem niech będą tysiące osób corocznie odwiedzających wyspę.
Propozycja nie do odrzucenia
Serge Tanneur (Fabrice Luchini), emerytowany aktor, nie przybył tu jednak w celach turystycznych. Głęboko rozczarowany ludźmi i światem, postanawia, mówiąc kolokwialnie, wypiąć się na całą rzeczywistość i urządzić sobie pustelnię, w której nikt nie będzie zawracać mu głowy. Można powiedzieć, że los uśmiechnął się do niego i przyklasnął jego zamiarom, ponieważ nasz bohater otrzymał w spadku po wuju dom, właśnie na Ré. Ale czyżby uśmiech losu był w swojej prawdziwej odsłonie (kolejną?) jego kpiną? Miejsce odosobnienia okazuje się paskudną ruderą, w której na dodatek unosi się – może symboliczny? – smród szamba. Żeby pozbyć się nieznośnego fetoru, wystarczy wymienić rury kanalizacyjne, ale na taką inwestycję Serge’a nie stać.
Pewnego dnia w tę wątpliwą sielankę samotniczego życia wiedzionego przez Tanneura wkracza & (...)

Aby wyświetlić pełny tekst musisz być zalogowany
oraz posiadać wykupiony dostęp do tego numeru.